weźże KRAFTA - historia wzorowej reindustrializacji

Aby informacja była kompletna wpis należałoby zacząć od roku 1871. Wtedy to, za prezydentury Józefa Dietla zapadła decyzja o powstaniu w Krakowie fabryki tytoniu. Głównym argumentem przemawiającym za jej uruchomieniem była wcześniejsza decyzja o rozbudowie Twierdzy Kraków i stacjonowaniu w mieście 12 tys. żołnierzy. Oficerowie zgodnie z austriackim prawem mieli zagwarantowany przydział tytoniu, który musiano by do Krakowa sprowadzać.


Początkowo tytoń był produkowany w miejskich młynach, ale już w roku 1880 obok nich powstały większe pomieszczenia fabryczne. Zakład zatrudniał głównie kobiety i był największym pracodawcą w Krakowie, a tuż po I WŚ był jedynym, działającym, tytoniowym zakładem w kraju. Produkcji nie przerwano ani podczas II WŚ, ani w okresie PRL-u. Od 1973 roku do gry wkracza firma Philip Morris, która sprzedaje zakładom koncesję na produkcję papierosów Marlboro. Od 1990 fabryka produkuje także cygaretki L&M. W 2002 roku zarząd Philip Morris, z powodu braku miejsc do dalszej rozbudowy, podejmuje decyzję o wyprowadzce z Dolnych Młynów 10 i od tego momentu budynki stoją puste.

Gdy nieruchomość przejął pierwszy inwestor nad byłą fabryką zawisło widmo zrównania z ziemią i postawienia na jej miejscu apartamentów. Szczęśliwe głos zabrał konserwator zabytków i nie pozwolił na wyburzenie. Następnie budynki przejął hiszpański inwestor, który za namową fundacji Tytano podjął decyzję o utworzeniu "Miejskiego Ekosystemu Idei", czyli przestrzeni dla młodych przedsiębiorców. I tu właśnie pojawia się pomysł utworzenia "Weźże Krafta".


Miejski Ekosystem Idei
Pofabryczny kompleks o powierzchni 15 000 m/kw został dostosowany do potrzeb między innymi małej gastronomii. Schronienie znalazł tu także klub Fabryka, w którym odbyły się dwie pierwsze edycje BeerWeek Festiwal'u. W te wakacje ma się tu pojawić co najmniej kilka ciekawych miejscówek. Chodzą też plotki, że kolejna edycja krakowskiego festiwalu piwa odbędzie się właśnie tutaj.

edit: Rozmowy z właścicielami kompleksu prowadzi także klub Fabryka, który musiał wynieść się z krakowskiego zabłocia.

Kompleks robi naprawdę niesamowite wrażenie. Postindustrialny klimat, wszechobecne szare mury z kruszącym się tynkiem odsłaniającym pomarańczowe, ceglane ściany, rzędy okien, duża przestrzeń i totalne odcięcie od świata zewnętrznego. Do XIX-wiecznych zabudowań prowadzi tylko jedna brama od strony ulicy Dolnych Młynów. Pomyśleć tylko, że to wszystko w ścisłym centrum miasta. Obszerny podwórzec o nieregularnych kształtach otacza zabudowania od strony północno-wschodniej i wcina się głęboko między budynki. Aby znaleźć w tym gąszczu nowy krakowski wielokran trzeba obejść łukiem główny budynek fabryki i zawinąć w lewo. Wówczas naszym oczom ukarze się wielki neon "weźże KRAFTA". Dawniej w tym miejscu znajdowała się zakładowa stołówka.

Przestrzeń bez pierdolenia ceregieli
Gdy zbliżałem się z nieukrywanym zachwytem do obdrapanych murów dawnej stołówki, moje oczy rejestrowały coraz to większy tłum ludzi siedzących przed lokalem. Nie ma się co dziwić, pogoda dopisała aż nadto serwując nam nawet o godzinie 20 temperatury rzędu 30 stopni. Goście wylewali się poza drewniany podest/ogródek, na którym stało kilkanaście kolorowych stolików i kilka ławek. W głębi zaułka był nawet niewielki grill.

Wnętrze lokalu to prawdziwy majstersztyk, czyli po prostu jak najmniej udziwnień. JEDNA DUŻA SALA bez wąskich korytarzy i zakamarków. Do tego z głową ułożone stoliki, jeden bar i dwa wyjścia. Tak w skrócie wygląda najlepiej zaprojektowany multitap w Krakowie! Za barem znajduje się 25 kranów (czyżby krakowski rekord?), a nad nim budzący uśmiech na twarzy napis "pijże". Z blogerskiego obowiązku i chwilowej potrzeby zajrzałem także do toalety. 2 pisuary, 2 kabiny i 2 umywalki powinny wystarczyć. Do babskiej nie zaglądałem, ale sądząc po kolejce, jaka w pewnym momencie się utworzyła.... a z resztą, tam zawsze jest kolejka, przejdźmy dalej.

Śrubka, żarówka i inni
Jest tu kilka drobnych detali cieszących oko. Przede wszystkim czarne, podświetlone pomarańczowym światłem piktogramy ukazujące m.in. śrubkę, żarówkę, "A" w kole zębatym czy syrenę alarmową, rewelka! Nad zebranymi gośćmi, na długich czarnych kablach wiszą jasnoniebieskie lampy. Tegoż samego koloru są miękkie krzesła i sofy. Ściany to po prostu stare, dobre, pomarańczowe cegły i wysokie okna w drewnianych oprawach. Wysoki sufit podpierają czarne słupy i obite drewnem belki sufitowe. Jak widać niewiele trzeba, żeby zachwycić blogera i stworzyć naprawdę funkcjonalny, przyjemny i klimatyczny lokal. Początkowo, chyba z przyzwyczajenia, szukałem wzrokiem zejścia pod ziemię. Nie znalazłem go, ale rozczarowania nie było. Miejsce i tak jest świetne!

Łyżeczka dziegciu
Jedyną rzeczą, do której muszę się przyczepić to słaba czytelność tablicy z ofertą piw. Tu głównym problemem jest rząd świateł zwisający nad barem. Jego usytuowanie powoduje, że napisy zlewają się z tablicą. Być może pomogła by tutaj fluorescencyjna kreda/flamaster lub inne usytuowanie/przysłonięcie źródeł problemu. Póki co trzeba się nagimnastykować by odczytać wszystkie pozycje. Zakładam, że kwestia oznakowania lokalu będzie dopracowana na dniach, bo wchodząc przez bramę główną kompleksu prowadziła mnie tylko intuicja.

Crème de la Crème
Byłoby rzeczą dziwną nie spotkać w takim miejscu znajomych. Natknąłem się na nich tuż po wyjściu na zewnątrz. Staliśmy gaworząc chyba z pół godziny, aż wreszcie wszyscy poczuliśmy potrzebę oparcia czterech liter o jakąś względnie płaską powierzchnie. Lokal wypchany był po brzegi, "ogródek" również, cóż było robić. Za nami akurat stała sterta, nikomu nie potrzebnych, zakurzonych kostek chodnikowych. Co by nie mówić, był to budulec... zatem zbudowaliśmy, ławkę i "coścosłużyłozastoliknaszkło" x2. Jeszcze tylko miotełka i można w wygodnej pozycji gaworzyć dalej, przez jakieś 4 godziny (THIS IS CRAFT BITCH!). Oprócz tej ekipy spotkałem jeszcze kilka znanych mi twarzy, których zupełnie nie kojarzyłem z branżą piwną. Ten kraft sięga już naprawdę daleko.

No i tak właśnie minął mi caluteńki wieczór, wśród obskubanych, starych murów, przy świetle neonów, w tłumie ludzi, na wykraftowanej ławeczce. Żal było wracać, nie wrócić tu to grzech.






"weźże KRAFTA" znajdziesz też na mapie (to ten czerwony budynek po środku)!



P.S. W takich miejscach mam nieodpartą pokusę przerabiania zdjęć na skalę szarości, więc dodam jeszcze kilka powtórek w BW.




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Które piwo pszeniczne jest najlepsze?! - przegląd Weizen-ów (2018) cz.1

Dawne browary - browar Kujawiak

browar Jabłonowo - Dubel (Doppelbock)