Uwaga! Zaczynamy zjadać własny ogon! Czyli wpis ku przestrodze.

Zaczynamy zjadać własny ogon. Od dłuższego czasu docierają do mnie (nas?) sygnały o pewnych niepokojących zjawiskach, które utwierdzają mnie w przekonaniu, że nastąpił okres przekombinowania i zadyszki. Nie wiem czy tylko ja tak mam, czy to moje skromne usposobienie i zamiłowanie do rzeczy prostych, ale wciąż pogłębia się we mnie przeświadczenie, że środowisko kreujące polską scenę piw rzemieślniczych stworzyło rewolucję dla samych siebie, a nie dla nieświadomych, potencjalnie zainteresowanych bogatym światem piw mas. Idące za tym trendem zupełnie niezrozumiałe narzekania i jękolenia słychać coraz głośniej, a moje wrażenie pogłębia się wraz z każdym irracjonalnym, wrzucanym do kotła czy dodawanym do fermentacji dodatkiem.

Podam teraz dwa przykłady zachowań ludzi, którzy idąc zapewne za modą i tym co mówią osoby najbardziej wpływowe, wynieśli do miana bóstw pewne zjawiska, nie widząc zupełnie tego, jak bardzo kuriozalne i szkodliwe one są.

1. Narzekanie na piwo "bo nie jest z beczki"
Naprawdę już tak jesteście zmanierowani, że nie potraficie docenić dobrego piwa, bo nie było wlane do jakiejś beczki po mocniejszym trunku? Przeglądając portale służące do oceny piw i czytając komentarze pod wpisami/filmami mam dziwne wrażenie, że niektórzy żyją na świecie o kształcie beczki i nic poza nią nie widzą. Nie ważne, że Porter Bałtycki urywa dupę swoim aromatem suszonych owoców, nie ważne, że RIS napier**la kawą i czekoladą na pół mili, nie ważne! Piwo jest gorsze bo nie jest z beczki i ocena automatycznie leci w dół... browar czuje się w obowiązku pójść za chorą modą i kupuje beczkę, ceny piwa automatycznie rosną i... znów słychać jękolenie (w najlepszym wypadku). Oczywiście nie jestem przeciwnikiem eksperymentowania z beczkami, zwłaszcza, że jest to naturalne połączenie, ale nie róbmy ze świetnych piw trunków przeciętnych, tylko dlatego, że nie przeleżały w drewnie po innym trunku kilku miesięcy.

Jeszcze 10 lat temu mogliście pomarzyć o dobrym ALE'u w Polsce, 5 lat temu nikomu nie śniła się taka ilość mocnych, ciemnych piw dostępnych od ręki, a teraz kręcicie nosem, "bo piwo nie jest z beczki", wstyd i zmanierowanie godne pożałowania!

2. Nie piję Koźlaków, Nudnej Belgii i Bitterów
No tak, niech stare dziadki i (tfu) tradycjonaliści żłopią sobie te swoje nudne, słodowe piwa, Ja jestem lepszy i piję tylko IPY! Tu mógłbym przytoczyć powyższy schemat: co robiłeś 10 i 5 lat temu gdy dobry koźlak był rarytasem (i w sumie wciąż jest bo dobrych koźlaków mamy jak na lekarstwo). Ja, choć po tradycyjne style piwa sięgam stosunkowo rzadko to jednak mam ogromny respekt dla tradycji, nie dyskredytuje jej tylko dlatego, że jest mniej spektakularna niż współczesne wypusty. Według mnie poszanowanie jej jest obowiązkiem każdego beergeek'a, bez tego nasze starania by zainteresować piwem więcej niż marne kilka % społeczeństwa spełzną na niczym.

Dwa poprzednie punkty były jednak tylko wstępem do tego, co chciałem zawrzeć w tym wpisie. Ja, podobnie jak część blogerów nie chciałem się wypowiadać na ten temat, ale w ostatnich tygodniach w pracy dostałem 6 linki z różnych źródeł od osób nie znających się na rzeczy z pytaniem czy wiem o piwie "od modelek" i co o tym myślę. Ręce mi opadły i starałem się to tłumaczyć najprościej jak umiem czyli:


Jakieś świry sobie to wymyśliły i jeden browar zgodził się to uwarzyć, cóż zrobić. Idiotów nie brak na świecie. 

Zacznijmy jednak od krótkiej obserwacji.
Jakiś czas temu zaczęliśmy robić z ludzi króliki doświadczalne, dodawać do piwa rzeczy tak oderwane od rzeczywistości przeciętnego konsumenta, że zamiast zdobywać rynek jedynie szokowaliśmy go. Na pewno wiecie jaki, głośny ostatnio dodatek mam na myśli, a wcześniej, także zdarzały się przedziwne eksperymenty (Śledzie, Bycze Jądra itp.) i choć niektóre z nich rzeczywiście wnosiły coś do piwa, to dla zwykłego zjadacza chleba były równie ekstremalne. Tym rynku nie zdobędziemy, a jedynie narazimy się na kpinę. Ostatnia głośna akcja powinna spotkać się z natychmiastową odmową wszystkich Polskich browarów. Takie chore pomysły nie powinny być akceptowane przez nikogo, nawet jeśli w krótkiej perspektywie ma to przynieść zyski i nawet jeśli ma to swoje naukowe uzasadnienie (czyt.: uda się zrobić to piwo bez problemu bo to zwykłe Lactobacillusy). Tak się jednak nie stało i teraz jedna głupia decyzja jednego browaru kreuje nasz wizerunek wśród nieświadomych konsumetów. Nie ważne są świetnie nachmielone piwa Kingpina czy wspaniale laby od Pracowni liczy się to, że ktoś uwarzył obrzydliwe, szokujące piwo. Brawo! Chcecie poczytać komentarze o "Nas"? Proszę bardzo:


Nie można się więc dziwić, że legendy o żółci bydlęcej wciąż są żywe. Sytuacja jeśli się rozejdzie (już się rozeszła) jest nie do obronienia. Szkoda że nikt wcześniej nie zastanowił się ilu potencjalnych zainteresowanych lepszym piwem odpuści sobie zupełnie, nie chcąc próbować nic "od tych dziwaków".

No i tak kończy się ten pełen żalu, zawodu i mojego tym razem jękolenia wpis, którym w imieniu wszystkich normalnych miłośników piwa dystansuje się od zaistniałej sytuacji. Moim zdaniem aby uniknąć w przyszłości tego typu "rozgłosu" należy zacząć od podstaw, od początku tego wpisu czyli od szacunku i respektu do rzemiosła piwowarskiego właśnie, bo bez tego ani nie będziemy traktowani poważni, ani daleko nie zajdziemy.

Komentarze

  1. Akurat jestem z tego pokolenia, że dane mi było pić koźlaki i portery jako coś co było alternatywą dla korpo-lagera, bo nic innego nie było. Pojawienie się wówczas butelkowej "belgii", było czymś odkrywczym, ale na dłuższą metę każdy szukał czegoś dla siebie. Mnie "belgia" nie pociągała, choć niosła ciekawe akcenty i poznanie ich było kluczowe do poznania jak różnorodny może być świat piwa. Czy jest to zadyszka, gdy dochodzi się do momentu, gdy nie ma już nic czego byśmy nie znali? Nie. Wiem co lubię i mimo natłoku nowości, eksperymentów, hybryd. I wiem co lubię. Stabilność! Bo lubię powiedzieć z przekonaniem - To lubię!, gdy piję po raz n-ty to samo piwo. Krafciarzom chyba to delikatnie umknęło. Ale rozumiem dlaczego ta pogoń za nowościami.

    OdpowiedzUsuń
  2. Koźlak z Ambera w 2010 roku, rarytas dostępny (nie zawsze) w tylko jednym markecie na okolicę. Szkoda, że dzisiaj koźlaków jest tak mało, a jak są to miernej jakości.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Które piwo pszeniczne jest najlepsze?! - przegląd Weizen-ów (2018) cz.1

Dawne browary - browar Kujawiak

browar Jabłonowo - Dubel (Doppelbock)