Pijalnia Piwa Browaru Wojkówka - inwestycja na lata (Rzeszów)

Czy można w ciągu pól godziny zachwycić się jakimś miejscem? Można, nawet w ciągu sekundy. A czy można w ciągu pól godziny zachwycić się, udokumentować to miejsce na zdjęciach, spróbować w nim dwóch piw, porozmawiać z sympatyczną obsługą i zechcieć tu wrócić w czasie kolejnej przesiadki kolejowej? Zdecydowanie można. Ironii całemu przedsięwzięciu dodaje fakt iż miesiąc wcześniej miałem w Rzeszowie pięć godzin na przesiadkę i zaplanowaną wycieczkę po stolicy Podkarpacia, w której nie uwzględniłem tego lokalu, zwyczajnie nie wiedząc o jego istnieniu. Żeby było śmieszniej mijałem go w odległości 15 metrów co najmniej 2 razy. 

Choć na piwnej mapie Rzeszowa znajduje się kilka godnych uwagi lokali, to jednak po przestudiowaniu ich oferty przed drugim wyjazdem, mój wybór padł właśnie na Pijalnię Piwa Browaru Wojkówka. Tak zgrabnego połączenia drewna, grafik, ceglanych ścian, rycin i beczek dawno nie widziałem. Czuć, że w dopracowanie szczegółów włożono sporo serca. Lokal jest niezwykle dopieszczony i swoim wystrojem oraz klimatem trafia do mnie z całą swoją mocą. Ryciny przedstawiają czynności związane z szeroko pojętym przemysłem piwnym w dawnych czasach, ogromne zdjęcia odnoszą się do czasów obecnych, a beczki urozmaicają mniej użyteczne kąty. 

Brak tyko kadzi i kotła
Bylem tu zaledwie 30 minut, ale zdążyłem przyjrzeć się wszystkim dostępnym pomieszczeniom, także tym podziemnym (!). W pierwszej sali, jak nie trudno się domyślić, znajduje się bar, a przy nim miedziana rura z sześcioma kranami. Sam kontuar jest ciekawie zaprojektowany, gdyż kranów na pierwszy rzut oka nie widać (przynajmniej ja ich nie dostrzegłem). Logika, a może bardziej przyzwyczajenie, nakazywałoby zamontowanie ich na dłuższej krawędzi lady, bliżej wejścia. Tymczasem w Wojkówkowskiej pijalni należy przejść na krótszą stronę, która jest ustawiona frontem do wnętrza lokalu. Za ladą znajduje się także przejście na kuchnie, ekspres do kawy i lodówka z sokami, napojami i poszerzoną ofertą piw. Warto tutaj wspomnieć, że zarówno wersje butelkowe jak i lane kosztują tylko 7 zł za 0.5 l! Niech ktoś mi pokaże takie ceny w Krakowie ;). Wyjątek stanowią tu piwa specjalne takie jak Ambasador, czyli IPA na Equinix-ie i Citrze, który jest sprzedawany w stylowej butelce 0.7 l po 10 zł. Fajną opcją jest też możliwość zakupu piwa na wynos w półtoralitrowej, plastikowej butelce za 21 zł. Patrząc na kamienno-drewniany szynkwas i główną izbę automatycznie nasuwa się pytanie "A gdzie jest warzelnia?", aż się prosi, by w koncie stała miedziana aparatura, a w powietrzu unosił się zapach brzeczki.

Proste sposoby na dobry klimat
Po męczącej podróży starym, rdzewiejącym, ale wciąż ze sprawnym ogrzewaniem składem (serio było w nim tak gorąco jakby nagrzali przed wyjazdem w gorący letni dzień), zasiadłem na wygodnej skórzanej sofie. Jedną ścianę zdobiły wspomniane już wcześniej ogromne zdjęcia/grafiki, przedzielone prostokątnymi wnękami okiennymi. Szyba zasłonięta była burą, delikatnie prześwitująca tkaniną przypominając płótno. Przeciwległa strona natomiast prezentowała się bardziej surowo. Nieregularna, falista linia oddzielała stare, nieco wyblakłe, pomarańczowe cegły od żółtawego, kostropatego tynku. Całość była wzmocniona grubą, drewnianą belką, znad której biło czerwone światło (z niego akurat bym zrezygnował). Bliżej wejścia, na białej części ściany, znajdowały się dwie ryciny. Pomieszczenie było oświetlone lampami przypominającymi przecięte na pół małe beczułki, zwisające na łańcuchach z drewnianych belek sufitowych. Wszystkie miejsca siedzące, których w tej izbie było około 50, wyposażone były w miękkie, skórzane obicie.

Po naprawdę bardzo krótkim odpoczynku trzeba było wstać i sprawdzić co kryje się dalej. Przechodząc w głąb lokalu znajdziemy się najpierw w krętym korytarzu, do którego "przyklejona jest" loża na około 5-8 osób. Ściany przejścia ozdobione są dwiema kolejnymi rycinami oraz dwiema oświetlonymi wnękami z cegieł. Po prawej stronie wisi także intrygująca drewniana szafka, zamknięta na kłódkę. Za kolejnym załomem naszym oczom ukazuje się wejście do łazienki, zejście do piwnicy oraz przejście do kolejnej, bardziej mrocznej salki, do której udałem się w pierwszej kolejności.

Dwuosobowy stolik oświetlony jest tam jedną, umieszczoną dość wysoko lampką, która wspaniale wydobywa fakturę ceglanych ścian. Znajdująca się tuż obok loża przypomina ceglana komnatę z zamurowanym miejscem po palenisku. Od wszechogarniających pomarańczowych bloczków, tworzących łukowate sklepienie, wzrok odwraca jedynie malutki antałek umieszczony w oświetlonej wnęce. Coś pięknego! To zdecydowanie moje ulubione miejsce w tym lokalu, choć piwnicy również nie można odmówić uroku. Po kilku westchnieniach i zachwytach zszedłem ostrożnie na dół wciąż mając przed oczami ceglana piękność. W zasadzie ten obraz nie uległ zasadniczej zmienia, bo w piwnicy również dominują pomarańczowe ściany i łukowate sklepienia. Podłużne podziemie podzielone było na 3 części, z czego jedną ponownie stanowiła loża, a w dwóch pozostałych znajdowały się standardowe stoliki oraz 3 mniejsze blaty przymocowane do ścian. Pod, a w zasadzie za schodami, było także jeszcze jedno pomieszczenie o białych ścianach i dość niezagospodarowanej przestrzeni. Trudno powiedzieć czy ta część jeszcze czeka na swoją własna aranżację, czy też jest przestrzenią roboczą, magazynową. Niemniej jednak gdyby w lokalu znajdowała się warzelnia to tanki fermentacyjne i leżakowe powinny stanąć właśnie tu.

(Nie)stylowe zamieszanie
Po wizycie w Pijalnianych lochach wróciłem do pierwszej sali i sprawdziłem cóż dobrego można tu zamówić. Mój wybór padł na piwo "Pszenica Bamberg". Gdybym nie interesował się tą branżą od kilku lat i oparł swoje oczekiwania jedynie na opisie zawartym na etykiecie to mocno bym się zdziwił. Naklejka głosiła: "Piwo górnej fermentacji o oryginalnym aromacie bananów i goździków. Receptura oparta na najwyższej jakości słodach pszenicznych, pilzneńskim, carahell oraz chmielu tradition: 1800 GPH". Zaraz zaraz, to skąd w nazwie Bamberg? Przecież to stolica piw dymionych, ojczyzna legendarnego Schlenkerla, a w opisie ani słowa o tych nutach? Czyżby błąd w druku? Ostatecznie okazało się, że piwo jest dymioną, bardzo smaczną (9/10) wariacją na temat piwa pszenicznego, ale dlaczego o głównej składowej smaku i aromatu nie ma na etykiecie ani słowa? Nie potrafię tego zrozumieć. Z resztą etykiety części piw są dość dziwne, nie ma na nich skonkretyzowanego stylu i jedyny ratunek leży w prawidłowym rozpoznaniu składników, ekstraktu i sposobu fermentacji. Ten element jest zdecydowanie do poprawy.

Konkluzja
Mimo tych etykietowych niedociągnięć lokal jest godny polecenia choćby ze względu na swój klimat. Tym piwom które spróbowałem również nie mogę niczego zarzucić. Pszenica Bamberg jest świetna (9/10), a Victoria (czyli porządnie nachmielony Pale Ale na chmielu Victoria) bardzo dobra (8/10).

Browar Wojkówka zrobił bardzo dobry krok oddając ten obiekt do użytku. Do Wojkówki czy nawet do Krosna nie każdemu jest po drodze, natomiast do Rzeszowa już jak najbardziej. Do tego świetna lokalizacja, kilkadziesiąt metrów od rynku głównego i nie więcej niż kilometr od dworca kolejowego/autobusowego stawiają to miejsce w czołówce godnych odwiedzenia lokali podczas pobytu czy też przesiadki w Rzeszowie.

Czas leciał nieubłaganie, zbliżała się godzina odjazdu pociągu, założyłem więc plecak na plecy, torba z aparatem na ramię i ruszyłem w dalszą drogę. Nie ma co się ociągać, wrócę tu przecież w czasie kolejnej, już zaplanowanej podróży.

Pijalnię Piwa Browaru Wojkówka  i inne lokale znajdziesz też w zakładce MAPA!



GALERIA:






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Które piwo pszeniczne jest najlepsze?! - przegląd Weizen-ów (2018) cz.1

Dawne browary - browar Kujawiak

browar Jabłonowo - Dubel (Doppelbock)