browar FlyingDog - Easy IPA (Session IPA)

Miasteczkowy urzędas właśnie kończył wyczerpujący tydzień pracy. Przez jego biurko przewaliła się w tym czasie tona dokumentów. A to jakieś petycje o nowe pobocze przy jedynej drodze dojazdowej, a to skargi na sąsiada, który z umiłowaniem kosi trawnik trzy razy w tygodniu o szóstej rano, czy projekty modernizacji jedynego w miasteczku liceum. Krew nie zalała go tylko dlatego, że zbliżała się 15-sta i myślami był już na kanapie w domu. Ostatni odebrany telefon, zszywacz schowany do szuflady, nieaktualne papiery do niszczarki, wybiła trzecia, wypad. 10 minut później gryzipiórek wszedł do domu a po kolejnych pięciu siedział już w swoim fotelu z piwem w ręku. Tak, szarpnął się na jakieś wymuskane piwo, bo przecież tyle się słyszy o piwnej rewolucji, on nie może być gorszy. Kupił je dawno w stolicy województwa w czasie jedynego wyjazdu służbowego, a przypomniał sobie o nim dopiero teraz.


Jasno pomarańczowy, lekko opalizujący trunek zakrzywiał obraz przewijający się w telewizorze. Piana wysoka na jeden palec szybko opadła pozostawiając fragmentaryczny lacing. Z dna podrywały się małe bąbelki tworząc równe koraliki. Mimo upływu czasu z teku wydobywał się przyjemny graperfruitowo-pomarańczowy zapach. Co prawda pomarańcza raczej z tych dyskontowych, pompowanych, ale i tak pachnie całkiem przyjemnie. Po ogrzaniu do głosu dochodzi lekka, szybko ulatująca biszkoptowość i niestety diacetyl. Ale czy to ma jakieś znaczenie? Urzędas przecież nie wie, że to wada. Dla niego jest to wyjątkowe piwo, kojarzy mu się z wyjazdem służbowym do stolicy (województwa), z flirtami kierowanymi w stronę niesfornej, sekretareczki prezesa i z służbowym obiadem podczas którego pierwszy i jedyny raz w życiu jadł mangustę. - Fajnie by było jeszcze kiedyś pojechać za nie swoje - pomyślał sobie biorąc łyk piwa. Usta wypełnił grapefruitowy, gorzki smak, który zaraz zmienił się w ściągające uczucie, a po chwili pojawiła się też nuta trawiasta. Całość tej skromnej kompozycji dążyła w wytrawną stronę, a słodowa, zbożowa kontra przychodziła dopiero po dłuższej chwili. Średnio-niskie nagazowanie ułatwiało spożycie, ale też potęgowało odczucie wodnistości. Niewątpliwie session w nazwie nie jest użyte przypadkowo. Nasz urzędasek skakał po kanałach a piwa ubywało.

Leżąca zbyt długo Easy IPA z FlyingDog-a okazała się przeciętnym, lekko wodnistym piwem, którego potencjał dało się wyczuć we wciąż silnych nutach chmielowych i rosnącej w miarę ogrzewania biszkoptowości. Myślę, że młodszy egzemplarz oceniłbym wyżej, zwłaszcza w sekcji smakowej, a tak przeciętna siódemka.

Subiektywna ocena:
Wygląd 7/10
Aromat 7/10
Smak 7/10
Uczucie w ustach 7/10


Parametry:
Alk. wag. %
Alk. obj. 4.7%
Rodzaj: Ale
Styl: Session IPA
Kraj: USA
IBU: 50

Skład: woda, słód jęczmienny, Biscuit, chmiel, drożdże.

DatyPrzydatności 15.05.2015 
Spożycia 28.05.2015

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Które piwo pszeniczne jest najlepsze?! - przegląd Weizen-ów (2018) cz.1

Dawne browary - browar Kujawiak

browar Jabłonowo - Dubel (Doppelbock)