Punkt Docelowy - a tymczasem w Podgórzu... (Kraków)

Według mnie Podgórze jest jedną z najbardziej niedocenianych dzielnic Krakowa. Mimo dogodnego położenia oraz ciekawej, acz względnie krótkiej historii (232 lata), miejsce to jest raczej omijane przez turystów. Oczywiście zdarzają się pojedyncze grupy, które decydują się przejść ze Starego Miasta lub Kazimierza na drugą stronę Wisły, ale jest ich zdecydowanie za mało, biorąc pod uwagę potencjał dzielnicy. Ten nieco zapomniany region złapał oddech dopiero kilka lat temu, gdy z wielką pompą otwarto, słynną już dziś "Kładkę Bernatkę". Zakochani wieszający swoje kłódki na przeprawie posuwali się coraz dalej na południowy brzeg rzeki, aż w końcu dotarli do dawnego austriackiego miasteczka. Szczęśliwie otworzyło się tam też kilka godnych uwagi lokali, a jednym z nich jest Punkt Docelowy.

Zniechęcenie vs ciekawość
Kiedy jakiś czas temu szukałem w Podgórzu lokalu z dobrym, rzemieślniczym piwem moje poszukiwania zakończyły się niepowodzeniem. Zniechęcony przeszedłem po kładce na drugą stronę królowej polskich rzek i będąc już na Kazimierzu trafiłem na genialną kawiarnie Via Caffe. Moje zniechęcenie do Podgórza skutecznie powstrzymało mnie od piwnych wycieczek w to miejsce, na niemal rok.

Jednak po pewnym czasie niesmak przemija i znów budzi się w człowieku ciekawość. "Może tym razem się uda" - podpowiadała mi wyobraźnia/intuicja. Zacząłem więc przekopywać internet i o dziwo moje poszukiwania nie trwały długo! "Punkt Docelowy to bar serwujący piwa kraftowe w urokliwym zakątku Podgórza, niedaleko od Wisły. Pub oferuje 4 lokalnie warzone piwa z browaru T.E.A. Time oraz Twigg, jak również 4 czeskie lagery i wiele rodzajów piwa butelkowego". O mój Boże! Czyżby w Podgórzu nareszcie coś się ruszyło!? Nie zwlekając długo zaplanowałem wizytę.

Podgórze
Była niedziela, około godziny 19. Szwagropol zatrzymał się na Rondzie Matecznego z kilkunastominutowym opóźnieniem. Wyskoczyłem żwawo na chodnik, sprawdzając czy moje nogi zmęczone podróżą na stojąco to wytrzymają i poszedłem spacerkiem wzdłuż ulicy Kalwaryjskiej. W Krakowie musiało niedawno padać. Rześkie, wilgotne powietrze dawało złudzenie, że można tu bez problemu oddychać pełną piersią. Takie chwile są dla mieszkańców wyjątkowo cenne, szkoda tylko, że są tak krótkie i występują tak rzadko... Korzystając z dogodnych warunków szybko zboczyłem z najkrótszej trasy i przeszedłem się po bardziej atrakcyjnych miejscach dzielnicy, w końcu nie było mnie tutaj prawie rok. Z Kalwaryjskiej skręciłem w prawo na wysokości ulicy Śliskiej i wspiąłem się po schodach do ulicy Zamoyskiej. U szczytu, po lewej stronie znajduje się zabytkowy kościół Matki Boskiej Nieustającej Pomocy, zbudowany w latach 1905-1909, w stylu neoromańskim z elementami neogotyckimi. Przykościelny klasztor Redemptorystów zaczął powstawać 3 lata wcześniej.

źródło: www.zsgnr2-krakow.pl
Idąc dalej ulica Zamoyską w stronę Rynku Podgórskiego mijamy Zespół Szkół Gastronomicznych nr. 2.  To miejsce jest warte uwagi z dwóch powodów, pierwszym są ciasteczka, a drugim dziura w ziemi. Szkoła rozpoczęła działalność w 1910 roku i była pierwszą tego typu placówka w Krakowie. Podczas II WŚ oprócz programu narzuconego przez okupanta prowadzono w niej tajne nauczanie. Jednostka kilkukrotnie zmieniała swoja siedzibę, by w końcu osiąść pod adresem Zamoyska 6.

Pod koniec października 2008 roku na listę produktów tradycyjnych woj. małopolskiego trafił śmietankowo-kremowy wyrób, dzieło nauczycieli zespołu szkół gastronomicznych. Mowa o "Ciasteczkach wyśmienitych", których delikatny, maślany smak przełamuje warstwa kwaskowatej marmolady. W archiwach szkoły zachowały się przepisy na ten frykas pochodzące z początku lat 60-tych.

źródło: www.polskaniezwykla.pl
Zanim powstała tu szkoła (i zanim wynaleziono lodówkę) austriackie władze postanowiły stworzyć w wapiennym podłożu miejską lodownię, czyli miejsce, w którym w dawnych czasach przechowywano wrażliwe na ciepło produkty spożywcze. Wewnątrz, dzięki trocinom i lodowi, pozyskanemu zimą z Wisły utrzymywano temperaturę około 0 °C. Obiekt zaczął działać w 1877 roku i przez dziesięciolecia służył kupcom. Gdy czasy lodowni miejskich minęły, obiekt stał się bezużyteczny i szybko o nim zapomniano. Teraz radni dzielnicy chcą, by stał się kolejna atrakcją Podgórza. Wejście do niego znajduje się na podwórzu ZSG nr.2.

Idąc dalej ulicą Zamoyską natrafimy na jeden ze znaków rozpoznawczych Podgórza, czyli kościół św. Józefa, znajdujący się na jednym z rogów trójkątnego Rynku Podgórskiego. Ta neogotycka świątynia powstała na początku XX wieku na miejscu poprzedniej, klasycystycznej i jest wpisana do rejestru zabytków pod numerem A-595 z 08.12.1976 roku.

Za kościołem pnie się w górę Park Bednarskiego, piękny, założony pod koniec XIX wieku obiekt spacerowy, położony na wapiennym wzgórzu zwanym Krzemionkami Podgórskimi. My jednak nie będziemy się tam zapuszczać, bo jesteśmy już niedaleko naszego Punktu Docelowego. Skręcamy w lewo i przechodzimy przez Rynek Podgórski, a następnie przecinamy ponownie ulicę Kalwaryjską, następnie robimy kilka kroków ulicą Kazimierza Brodzińskiego i w zasadzie jesteśmy na miejscu.

Pancerne krzesła, pogróżki, miękkie poduchy i dziura w ścianie
Po prawej stronie wita nas szyld z nazwą lokalu oraz rysunkiem przedstawiającym dziwną postać z jednym okiem i monoklem, trzymającą w jednej ręce kufel z piwem, a w drugiej fajkę. Wchodzimy do środka! Pierwsza sala to przede wszystkim bar i 8 górujących nad nim nalewaków. Z czterech leje się czeskie piwo w różnych wariacjach, a z pozostałych piwo od TEA Time i z browaru Twigg. Od razu pomyślałem, że to idealny moment na próbę odczarowanie niezbyt dobrej opinii o tym ostatnim. Przywitałem się jak należy z barmanem i po krótkiej wymianie zdań zdecydowałem się na Spruce Knob. Nie jestem fanem dziwnych dodatków do piwa, ale pędy świerka brzmiały interesująco. W oczekiwaniu na browar rozłożyłem się ze sprzętem przy jednym z blatów na przeciwko baru i zasiadłem na pancernym krześle, które przeżyłoby wybuch atomowy. Naprawdę, takiego krzesła jeszcze nie widziałem. Wydaje mi się, że zostało zbudowane z dwóch odpowiednio wyciętych i sklejonych ze sobą ciężkich, drewnianych palet.

Gdy piwo się ogrzewało ja rozglądałem się po sali rozmawiając z właścicielem. Lokal istnieje już prawie 2 lata, ale wyroby rzemieślnicze pojawiły się tu ledwie 2 miesiące wcześniej (początek maja 2016 roku). Na ścianach oprócz lamp, można było znaleźć sporo oprawek z czarno-białą sztuką. Jedna zwracała szczególną uwagę (wcale nie dlatego w środku było coś żółtego). Była to serwetka, czy też chusteczka z odręcznym napisem: "Jeśli jeszcze raz dotkniesz kogoś po brodzie stary pedofilu to podpalę Ci knajpę. Jesteś paskudny. [parafka]". Cóż... jeśli to nie jest ponury żart to lepiej dokupiłbym dodatkową gaśnicę, tak na wszelki wypadek ;)

Obok baru. tuż przy głównej witrynie lokalu było miejsce w sam raz dla leniwych marzycieli lubiących miękkie poduchy i drewniane podłoże, a w dalszej części sali na drewnianym stoliku, było kilka gier imprezowych, w sam raz dla wesołego grona śmiecholubów. Generalnie pierwsza sala była dość dobrze urządzona, jednak wyraźne brakowało w niej kobiecej reki, która pozbyłaby się kilku niepotrzebnych, niepasujących elementów, było tam po prostu za dużo gadgetów. Jednym z tych, które najbardziej "raziły" była pomarańczowa, obrotowa syrena w głębi baru... Niemniej jednak pod ścianą na przeciwko lady siedziało się bardzo przyjemnie.

W drugiej sali wystrój nieco się zmienia, a to za sprawą dekoracji ściennej. Oprócz kilku kolorowych obrazów po gładzi pną się także żółte rury, które w pewnym momencie zawijają, okrążając dwa zdjęcia. Do fotografii przyczepione są papierosy... Chyba zaczynam łapać o co chodziło z tą chusteczką. Pozostałe elementy sali nie różnią się od tych z pierwszego pomieszczenia. Znów mamy drewniany stolik z kawałków palet i sofy z tego samego budulca. Na ścianie wisi jeszcze półeczka zrobiona z drewnianej skrzynki na owoce. Ogólnie rzecz biorąc jest całkiem znośnie.

W trzeciej sali zmienia się kolor ścian na zielony i przybywa jeden gadget dla fanów gier elektronicznych (to były chyba rzutki). Obok automatu znajduje się wyjście na podwórze, które jeszcze nie jest zagospodarowane. Podobnie z resztą jak czwarta sala, do której przejście jest wybite w ścianie po lewej stronie. Na razie dziura służy za element wystroju, ale już niedługo ma nabrać użytecznego kształtu. W lokalu są także rozmieszczone (nie wie czy umyślnie) elementy, które pozwalają poczuć się jak w zamku Draculi, zwłaszcza po kilku głębszych. Mam na myśli świeczniki, które wyglądają jakby stały tu od kilku dziesięcioleci. Między automatem a dziurą znajduje się jeszcze ekran projekcyjny, więc można tu wpaść na mecz, czy zmagania olimpijskie i bawić się przy dobrym rzemieślniczym piwie. No właśnie piwo! Czas wrócić do stolika.

Spruce Knob
Ogrzany trunek czekał na mnie grzecznie na ceramicznym blacie. Pierwsze co zwracało uwagę to w zasadzie całkowity brak piany i gazu. O tym fakcie zostałem poinformowany wcześniej. Ponoć jest to efekt zamierzony, w związku z tym obok braku nienagannego wyglądu przejdę (niemal) obojętnie... W aromacie czuć było wyraźne nuty żywiczne i owocowe, tropikalne, była także delikatna limonka. Bukiet przed ogrzaniem był raczej wytrawny, a po ogrzaniu stał się bardziej tropikalny. Niestety w aromacie pałętała się też nuta kwasu izowalerianowego. W smaku tej nuty na szczęście nie było, za to był fajny wytrawny karmel i przyjemna żywiczna chmielowość. Całość zmierzała wyraźnie w wytrawną stronę. Co ciekawe piwo było dość orzeźwiające mimo 15 BLG ekstraktu. W ustach pozostawało kwaskowate, żywiczne odczucie. To pewnie te  pędy (i chmiel). W: 6.5/10, A: 7/10, S: 7/10, U: 7/10

Brown Ale
Drugim, lanym z kranu piwem z browaru Twigg był Brown Ale. Piwo wyglądało nieco lepiej niż Spruce Knob, choć poziom zmętnienia był podobny. Na brązowej, mahoniowej cieczy rozpościerała się niska, kremowa warstwa drobno oczkowej piany. W aromacie dominował karmel i trawiasta chmielowość, a po ogrzaniu dołączała do nich nuta biszkoptowa oraz owocowa przypominająca rodzynki. Niestety to piwo tez nie ustrzegło się wad. W tle ponownie plątała się nuta kwasu izowalerianowego. W smaku wadliwego akcentu nie było czuć, za to był wytrawny karmel i przyjemna trawiasta chmielowość oraz średnio-niska goryczka. Brown Ale było raczej trunkiem degustacyjnym, nie orzeźwiającym. W: 7.5/10, A: 7/10, S:7/10, U 7/10

Wygląd na to, że krakowski Twigg powoli odzyskuje kontrolę nad własną instalacją i zaczyna warzyć niezłe piwa, które jednak jeszcze niczego nie urywają. Poczekamy, zobaczymy, faktem jest, że jest coraz lepiej!

Swojaki
Posiedziałem jeszcze trochę obserwując napływających do lokalu klientów. Dało się zauważyć, że oprócz mniej lub bardziej przypadkowej klienteli pojawiają się tu także swojaki. Może to jest naturalne w przypadku lokali znajdujących się na piwnej pustyni jaką jest (czy też do niedawna było) Podgórze. Wśród swojaków pojawił się także pewien pocieszny piesek, który wzbudził nie małe zainteresowanie pozostałych gości. Czas w Punkcie Docelowym upłynął mi przyjemnie, szczególnie dzięki bardzo rozmownemu barmanowi/właścicielowi, który dopiero kilka miesięcy temu wkroczył w świat piwnego kraftu.

Lokal zdecydowanie ma potencjał, choć wymaga jeszcze sporo pracy. Wierze jednak w to, że delikatny "haos wystrojowy" da się ogarnąć i że już niedługo będzie tu naprawdę przemyślanie i przyjemnie bo widać, że chęci do pracy jest dużo!

Punkt Docelowy znajdziesz tez w zakładce MAPA!

Galeria:







Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Które piwo pszeniczne jest najlepsze?! - przegląd Weizen-ów (2018) cz.1

Dawne browary - browar Kujawiak

browar Jabłonowo - Dubel (Doppelbock)