restauracyjny Browar Miejski - cisza, spokój i dobre piwo (Bielsko-Biała)

Ileż czasu minęło od kiedy obiecałem sobie, że odwiedzę Browar Miejski w Bielsku-Białej... Pamiętam, że pierwszy raz zainteresowałem się nim ponad 2 lata temu. Wszedłem wtedy na popularne mapy, by sprawdzić jego dokładna lokalizację, zaplanować podróż i przyjrzeć się okolicy. Jakież było moje zdziwienie gdy okazało się, że mogę wirtualnie wejść do środka i poobracać się w pomieszczeniach! Zwiedziłem wtedy wszystkie dostępne sale i jeszcze bardziej zapragnąłem by być tam na żywo. Urzekły mnie wymalowane na ścianach cytaty traktujące o piwie, maleńka warzelnia, drewniano-błękitne ściany i klimat trochę jak ze średniowiecznej gospody, zwłaszcza na piętrze. Już witałem się z gąską, ale nagła zmiana planów, brak czasu oraz inne wydarzenia i obowiązki skutecznie przesunęły w czasie mój przyjazd, o prawie 2 lata...

Gdy w końcu zaczynałem podróż z Krakowa, nic nie zapowiadało przyjemnej wycieczki bez strug deszczu i zimnego, nieprzyjemnego wiatru. Jednak gdy dojechałem do Bielska przywitało mnie piękne niebo i wyglądające zza chmur słońce. W taką pogodę spacer po starówce był prawdziwą przyjemnością. Przeszkadzał jedynie wciskający się w każdy kąt, porywisty, zimny wiatr.

W poszukiwaniu zebry
Droga z dworca kolejowego na rynek, przy którym znajduje się browar to niewiele ponad kilometr. Swój spacer rozpocząłem około godziny trzynastej, a pod szyldem znalazłem się... ponad godzinę później. W mieście jest naprawdę dużo miejsc, na których warto zawiesić oko. Liczne fontanny, pomniki, ciekawe kamienice, skwery, place i trochę błądzenia w poszukiwaniu przejść podziemnych. To był zdecydowanie najbardziej uciążliwy element wycieczki, bo ich oznakowanie jest delikatnie mówiąc niewystarczające. W taki sposób straciłem kilkanaście, a może nawet ponad 20 minut. Dobrze, że matka natura okazała się całkiem fajną babką i zrobiła pogodę jak należy.

Po krótkiej wspinaczce ulicą Wzgórze (cóż za zbieg okoliczności) znalazłem się na Bielskim rynku. Tam oprócz rzędów zadbanych kamienic i licznych parasoli uwagę zwracała stojąca na środku, rozległa fontanna, której głównym elementem był posąg greckiego boga mórz, Neptuna. Jest to miejsce w sam raz dla dorosłych, chcących odsapnąć po męczącej wspinaczce ale też dla dzieci, które widząc pryskającą i spływającą wodę jak raz odżywają i biegną trochę się pochlapać. Ja jednak byłem twardy i bez zbędnej zwłoki opuściłem rynek wiedząc, że za chwilę będę u celu.

Wnętrze bez zmian
Jeszcze zanim wszedłem do środka, do mojego nosa dotarł wspaniały zapach gorącej brzeczki. Uśmiech na moich ustach zdawał się rozszerzać w nieskończoność. Nie dość, że w końcu tu jestem to jeszcze trafiłem na dzień warzenia! Wnętrze niczym mnie nie zaskoczyło, to co oglądałem jakiś czas temu na zdjęciach potwierdziło się w 100%. Lokal jest wypełniony po brzegi sympatycznym błękitem i ciepłym, drewnianym brązem. Na ścianach wiszą, odpowiednio wyeksponowane stare etykiety browaru, liczne obrazy i obrazki w ciemnych ramkach, zabytkowe akcesoria związane z piwem i piwowarstwem oraz cytaty. Te ostatnie poprawią humor każdemu, kto nie zdążył się jeszcze uśmiechnąć na widok niebiańsko-drewnianego wnętrza. Oto przykład:

Hura dla słodu! Hura dla chmielu!
Cieszmy się z życia mój przyjacielu!
Pozdrawiam was wszystkich spragnione duszyczki
Pijcie na zdrowie z mojej piwniczki!

Prawda, że taka rymowanka od razu wywołuje ruch kącików ust?

Piwo warzy się!
Z malutkiej, miedzianej kadzi kolejny raz buchnęły kłęby gorącej pary. Piwowar krzątał się raz przy kotle, innym razem przy wiadrach z gorącym młótem, a jeszcze innym razem znikał w czeluściach piwnicy. Słoneczko rozgrzewało drewniany blat stołu, wnętrze pachniało gorącą brzeczką, a ja nieśpiesznym krokiem podszedłem do baru i zamówiłem frytasy oraz mały (0.2l) pokal piwa (regularna objętość to minimum 0.4l, ale na moją prośbę zrobiono wyjątek). Chwile później, kiedy mój Red Ale nabierał temperatury podszedłem do warzelni aby zagaić.

Z naszej, przerywanej piwowarskimi obowiązkami rozmowy dowiedziałem się, iż warzelnia ma zaledwie 3 hl wybicia, a piwo trzeba warzyć 2 razy w tygodniu, żeby sprostać zapotrzebowaniom klientów. To naprawdę malutki browar! Dla przypomnienia: w nowosądeckich Trzech Koronach warzelnia ma 10 hl wybicia, taką samą wielkość znajdziemy w toruńskim Janie Olbrachcie, w Lublinie na Grodzkiej 15 stoi 6-cio hl kadź, a krakowski Lubicz to jeden z większych browarów restauracyjnych w kraju. Roboty jest więc sporo zwłaszcza, że w ofercie Browaru Miejskiego jest blisko 20 piw! To imponująca ilość jak na malutki browar restauracyjny. Oczywiście nie ma możliwości żeby 20 piw było dostępne jednocześnie, zwłaszcza że kranów jest tylko 6*, niemniej jednak tak szeroka oferta to kolejny powód, by jeszcze kiedyś powrócić w to miejsce (na przykład w okresie zimowym i spróbować Stouta Owsianego, mniam!).

*ilość kranów znajdujących się na parterze restauracji

Otwarcie browaru nastąpiło 8 maja 2011 roku, czyli dokładnie dzień po premierze legendarnego już Ataku Chmielu z Pinty. Browar ma już zatem 5 lat z okładem, ale to oczywiście nie jest cała historia piwowarstwa bielskiego, o nie! Ledwie 30 metrów stąd w latach 1805-1870 istniał duży browar, którego obszerne piwnice znajdują się do dziś pod kamienicą przy ul. Piwowarskiej 8. Historia bielskiego piwowarstwa, jak wszystkich większych miast w dawnej Polsce, zasługuje na osobny wpis, więc tutaj jedynie zaznaczam, iż obecny Browar Miejski nawiązuje otwarcie do długoletnich tradycji piwowarskich regionu.

Spacerkiem po włościach
W oczekiwaniu na frytki postanowiłem wybrać się na krótkie zwiedzanie. Najpierw zajrzałem na poddasze, które wydało mi się rodem wyjęte ze średniowiecznej gospody. I tak sobie myślę, że w zimie zasiądę właśnie tu, przy oknie, otoczony ciemnymi belkami stropowymi i drewnianymi podporami dachu, wśród rozrzuconych po ścianach cytatów i z pysznym stoutem owsianym. Będę tak siedział i obserwował spadające z nieba płatki śniegu... U góry znajduje się także drugi bar z sześcioma kranami, więc po drugie piwo, koźlaka, nie będę miał daleko.

Ale ale! Zwiedzanie miało być krótkie, więc wracam z krainy marzeń do rzeczywistości i schodzę na dół do piwnicy, po drodze mijając ogromny schemat ukazujący proces warzenia piwa. Pod ziemię wiodą mnie drewniane schody otoczone ceglanym (jak ja to lubię!) sklepieniem. Już z samego szczytu wąskiej klatki schodowej widać wyraźnie dokąd zmierzamy, "fermentacja" - oznajmia biały napis na niebieskiej, metalowej tablicy. Z każdym stopniem zagłębiamy się w coraz większy mrok, klimat gęstnieje. Kilka metrów pod ziemią temperatura wyraźnie spada, to oczywiście zasługa chłodzonych tanków fermentacyjnych. Wąski korytarz skręca w prawo i wiedzie nas do malutkiej, dwustolikowej salki, którą oświetla żółte światło fermentowni i dwa niewielkie okienka. W korytarzu znajduje się jeszcze niewielka gablotka. Stoi w niej nadgryziona zębem czasu, zabytkowa pompa do piwa, zapewne pochodząca z browaru o którym pisałem wcześniej.

Chłód przypomniał mi, że moje frytki mogą już stygnąć, a piwo zapewne nieco się ogrzało, więc zrobiłem w tył zwrot i szybkim krokiem wspiąłem się na parter.

Red Ale
Co prawda frytek jeszcze nie było, ale piwo nadawało się już do degustacji. Aromat ładnie się otworzył uwalniając w powietrze nuty czerwonych owoców i wytrawnego karmelu. Z czasem Do owocowych nut dołączył także przyjemny ziołowo-trawiasty aromat chmielu. Karmelowe, wytrawne nuty ładnie wypełniały przestrzeń smakową, a wzbogacające je akcenty chmielu potęgowały odczucie orzeźwienia. Goryczka mogła oscylować w okolicach 30 IBU. Posmak wytrawnego karmelu utrzymywał się dość długo i nawet po mocnym ogrzaniu trudno było się doszukać jakichkolwiek wad. Piwo było po prostu solidnie uwarzone. Jego prezencji również nie można było niczego zarzucić. 8.5/10

Po kilku łykach i zrobieniu notatek był czas na krótką rozmowę z barmanem, który od samego początku wyrażał chęć zamiany paru zdań i opowiedzenia o tym miejscu. Porozmawialiśmy więc, kilka informacji które zdobyłem znajduje się w tym wpisie, kilku pewnie nie zawarłem, ale i tak najbardziej zależało mi na przekazaniu emocji jakie towarzyszyły mi podczas tej wizyty. Ekscytacji, spokoju i radości, że w końcu moja podróż doszła do skutku.

Na koniec pewnie niektórzy z was zadadzą sobie pytanie czy wszystko było tam tak idealne i nie można się do niczego przyczepić? Cóż, jeśli ktoś jest czepialski to zawsze coś znajdzie. Mnie zaskoczyła tylko jedna rzecz. Po co dawać inna, wyższą cenę za "pojedyncze zamówienie" na frytki? Nie potrafię tego zrozumieć, ale przyznacie sami, że to drobiazg.

To tyle ode mnie, o tym zdecydowanie godnym polecenia miejscu, do którego postaram się wrócić zimą i zrealizować moje małe postanowienie.

Browar Miejski w Bielsku-Białej i wiele innych miejsc znajdziesz w zakładce MAPA!


Galeria:









Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Które piwo pszeniczne jest najlepsze?! - przegląd Weizen-ów (2018) cz.1

Dawne browary - browar Kujawiak

browar Jabłonowo - Dubel (Doppelbock)