Pod Prąd - czyli zaskakująca zmiana na lepsze (Kraków) (ZAMKNIĘTY)
Znacie to uczucie, kiedy dobrze wam znany lokal, w którym wielokrotnie byliście, zaskakuje was pozytywnie nowościami? Niesamowite jak szybko miejsce może zyskać nowe, lepsze oblicze. Ledwie pół roku wcześniej zapoczątkowałem w nim, wraz z grupką znajomych, wyjątkowo ważny wieczór. Wtedy lokal nazywał się "Kot". Kiedy nadarzyła się kolejna okazja, żeby go odwiedzić, okazało się, że zmienił nazwę i nie tylko. W samym wystroju widać było zmiany, ale nie były one radykalne. Wciąż, na klatce schodowej, prowadzącej do piwnicy, widnieją kocie łapki, a wnętrze jest oświetlone niezbyt intensywnie. Ale, pojawiło się coś, co sprawia, że warto ten lokal odwiedzić nie tylko ze względu na sentymenty. Mianowicie jest to gablotka! Tak tak, taka gablotka jaką widywaliście z pewnością w szkole obok sekretariatu, czy też przy portierni, z tym że różni się ona zawartością. W tej, równymi rządkami spokojnie stoją i czekają wszystkie dostępne piwa. A jest ich naprawdę sporo!
Mamy zatem od razu zapowiedź udanego, piwnego wieczoru. Około 60 różnych butelek, od zwykłych reddsów przez czeskie leżaki po polski craft. Kto by się spodziewał, że lokal do którego chodziło się dawniej na bilarda, będzie teraz oferował takie rarytasy. Co jeszcze się zmieniło? Niewiele, ale na plus. Główna sala został podzielona na dwie części, w mniejszej, jak za dawnych czasów, stoi ten sam stolik do bilarda, a obok kilka stołów, zrobionych z wielkich, drewnianych szpul po kablach. W głównej sali wygodne sofy i stoliki jak w starym "Kocie". Oprócz tego na ścianie wisi okablowanie elektryczne, które mi osobiście kojarzy się z wsią i drewnianymi, krzywymi słupami ustawionymi wzdłuż jedynej, głównej drogi ;). Miejsce, choć zmieniło nazwę i częściowo wystrój to jednak czuje się w nim ducha starego dobrego kota, i bardzo dobrze!
Zza baru, aż bije pozytywną energią, która jest wyczuwalna nawet na samym końcu ciasnej sali bilardowej. Tak miłej obsługi dawno nie spotkałem. Nawet pomyślano o możliwości zamówienia pizzy do lokalu, gdyż sam lokal nie ma zbyt dużych możliwości gastronomicznych. Niby drobiazg ,ale głodnego cieszy niezmiernie (informacja nie była nigdzie podana w formie pisanej, więc należy zapytać obsługę!). Oprócz tego na kranach lało się Książęce. Cóż, nie oczekujmy cudów, przecież na zapleczu stoi kilka lodówek zapełnionych bardziej interesującymi piwami. Ja akurat tego wieczoru wybrałem sobie Viva La Vitę z Pinty i podążyłem w stronę stolika bilardowego. Mogłem też pójść w drugą stronę i znaleźć się na parkiecie tanecznym, nad którym wisi dyskotekowa kula. Przyznam się bez bicia, że nie jestem tancerzem i korzystałem z niego tylko raz, jeszcze za czasów kota.
Sam lokal nie znajduje się w ścisłym centrum Krakowa, co jest i jego wadą i zaletą jednocześnie. Z jednej strony łatwo w nim o wolne miejsce i spokój, z drugiej jednak, trudno do niego trafić idąc "na miasto". Ulica św, Filipa znajduje się defacto w bezpośrednim sąsiedztwie ulicy Długiej i Placu Matejki. Więc od plant to dosłownie rzut beretem. Zatem gdy znudziło Cię już mijanie rozwrzeszczanych, pijanych tłumów, do tego najcześciej krzyczących w obcych językach, to zbocz, a nie pożałujesz ;)
Nie będę tego miejsca oceniał liczbowo. Dla mnie po prostu jest to lokal godny, niejednokrotnego odwiedzenia! "Pod Prąd", zdecydowanie idzie z prądem "nowej fali". POLECAM!
Na sam koniec, mapka z lokalizacją lokalu. Prawda, że rzut beretem od ścisłego centrum?
Pod Prąd znajdziesz też w zakładce MAPA!
Komentarze
Prześlij komentarz