Pierwszym przystankiem w naszych wakacyjnych, zmyślonych wspomnieniach będzie lokalna karczma w Pipidowie Górnym. Wysiadamy ze starego Ikarusa przy, oblepionej reklamami lokalnych producentów drobiu i materiałów budowlanych, wiacie przystanku. Słońce grzeje niemiłosiernie, blacha falista na dachu przystanku strzela pod naporem promieni słonecznych. Kierujemy się w stronę zabudować widocznych w oddali. Po paruset metrach marszu docieramy do skrzyżowania przy którym stoi tabliczka informująca gdzie się znajdujemy "Pipidów Górny - skrzyżowanie". Karczma znajduje się 100 metrów stąd. Po kilku minutach, spragnieni, przekraczamy jej próg. Wewnątrz panuje półmrok. Wątłe światło pokazuje tylko to co jest godne pokazania, reszta przypomina raczej pospolitą spelunę. Za barem gruby barman wyłapuje nas wzrokiem. Kiedy stajemy przy ladzie od razu pada pytanie "Co dla Pana?". Poproszę piwo z beczki. "Się robi" mruknął pod nosem gospodarz i odwrócił się w stronę kranika, okutej rdzewiejącymi pasami żelaza beczki. My już wiemy co taki stan rzeczy może oznaczać. Po chwili dostaliśmy swoje upragnione piwo. Siadamy przy stoliku, których jest choć odrobinę oświetlony światłem wpadającym przez brudną szybę.
Średniej wielkości bąbelki, dość leniwie, podążają w stronę piany próbując ją ratować. Niestety ta dość szybko się dziurawi. Po kilku minutach dostrzegamy dużą niespodziankę. Część piany jest nieugięta i nie poddaje się, aż do końca degustacji. Jej wygląd nie powala, ale, mimo wszystko należy docenić jej trwałość. Samo piwo jest klarowne i ma barwę lekko naciągniętej herbaty. Po kilku minutach, na ściankach kufla osadza się lacing w formie nierównych grudek piany. Przychodzi czas na aromat, w półmroku knajpy spoglądamy niepewnie jeszcze raz na beczkę stojącą za barem. Rdzawe okucia aż kolą w oczy. W miarę zbliżania kufla do nosa czujemy coraz silniejszy zapach żelaza. Oprócz niego pojawia się całkiem wyraźna nuta trawiasta, słodyczy w zasadzie brak. W smaku na szczęście żelazo nie jest tak intensywne, na pierwszy plan wysuwa się trawiasta gorzkość, bardzo intensywna, ściągająca. Po kilku łykach kubki smakowe potrafią już pominąć żelazisty posmak i wyczuwają bardzo delikatną kontrę słodową. Ściąganie jest naprawdę intensywne i zalegające. Smak jest dość toporny, brakuje mu głębi. Dominująca gorzkość i gorzka goryczka sprawiają, że odczuwany tylko tępe ściąganie.
Niemniej jednak trzeba przyznać, że po wyczerpującym marszu w palącym słońcu, takie doznania są pożądane, i nawet żelazisty posmak przykryty gorzkim nie przeszkadza w wypiciu całego kufla. Wychodzimy napojeni, z lokalnego centrum taniej rozrywki i kierujemy się na wiejski festyn w Pipidowie Dolnym...
Kraj: Polska
Skład:
Woda, słód pilzneński, chmiele Marynka i Lubelski, drożdże W34/70
P.S. Trafiłem chyba na żelazistą warkę. Z tego co wiem, to problemu w innych warkach już nie ma.
Część 2
Część 3
Komentarze
Prześlij komentarz