U Fotografa - wrażenia (Lublin)
To miejsce to chyba jedyny lokal w Lublinie z tak szeroką ofertą piw. Po raz pierwszy o pubie przeczytałem przeglądając ofertę lokali na beerpubs-ie. Okazuje się, że w prawie 350-cio tysięcznym mieście, do kwietnia 2012 roku nie było jeszcze miejsca, w którym klient miałby do wyboru kilkadziesiąt różnych piw! Takie lokale istniały już od jakiegoś czasu w Krakowie i Warszawie, nie wiem jak sprawa się miała w innych, dużych miastach w Polsce. W dzisiejszych "piwolucyjnych" czasach, wydaje się to wręcz niewyobrażalne!
Lokal znajduje się przy Placu Rybnym, na Starym Mieście, w Lublinie. Jest nieco odsunięty od najgłośniejszych ulic takich jak Grodzka, czy Bramowa. Nadaje mu to niewątpliwego uroku. Żeby się do niego dostać, należy z ulicy Grodzkiej skręcić w wąską bramę, na wysokości kamienicy numer 14. Na chwilę przeniesiemy się w magiczny świat wąskiej uliczki Ku Farze. Na jej końcu, z prawej strony, na wysokości około 3 metrów, wisi charakterystyczny szyld.
Placu Rybnego dumnie strzeże wierzba płacząca, która ma stąd świetny widok na okolice zaułka Hartwigów i wzgórza Czwartek. Plac jest tak urokliwy, że we wrześniu 2013 roku służył jako plan filmowy polskiej produkcji "Kamienie na szaniec". Zdjęcia z realizacji produkcji można oglądać, między innymi na fanpage-u lokalu w albumie "Na Planie".
Przed wejściem, na drewnianym podeście, rozstawione są dwa duże parasole. Lokal urzeka swoją estetyką. Znajdziemy w nim zmyślne a jednocześnie proste połączenie łuków i kątów prostych. Całości dopełnia subtelne, lecz szczegółowe zdobienie w postaci drobnego kwiatowego wzoru na ścianach. W głównym pomieszczeniu, na wprost wejścia znajduje się bar z ośmioma nalewakami. Plakietki przy kranach mówią same za siebie: "Pirania", "Młócka", "Dwa Smoki", czy "Mr. Hard". Takich piw próżno szukać gdzie indziej w Lublinie, a i w Krakowie są tylko w kilku miejscach. Pomijając samą ofertę, która jest niesamowicie bogata (jeden z gości był zainteresowany single hop'ami z Mikkelera i spędził sporo czasu wybierając od którego ma zacząć), u fotografa można poczuć się jak na wystawie starych aparatów. Sam robię zdjęcia od kilkunastu lat i choć należę już do ery cyfrowych fotografów, to jednak widok wbudowanych w ścianę gablotek, z kręcącymi się aparatami z minionej (lub z jeszcze wcześniejszej) epoki, przyprawia o dreszcz i wzbudza zachwyt. Snop światła, padający na te stare sprzęty sprawia, że mógłbym tak siedzieć i potrzeć, aż zapamiętam każdy szczegół, a potem...patrzeć na następny aparat i następny.
Powyżej wiszą czarno-białe zdjęcia dawnego Lublina. Rozmieszczone nierównomiernie, wprowadzają nieco kontrolowanego chaosu w idealnie uporządkowane ściany, z równo skrojonymi gablotami. Na skraju barowej lady, w zgrabnym nieładzie, ułożone są gry planszowe. Wysłużone, trzeba dodać. Dominują Scrabble, ale są też szachy i Monopoly. W dalszej części lokalu, gabloty ustępują miejsca drobnym kwiatowym motywom skąpanym w półmroku. W całym lokalu rozstawione są okrągłe, drewniane stoły i drewniane krzesła, oraz beżowe miękkie sofy. Przed wejściem na drugą salę, po prawej stronie, cała ściana poświęcona jest kolekcji piw, częściowo dostępnych w lokalu. Z głośników słychać spokojną elektroniczno-bluesowo-jazzowa (muzykoznawcy niech wybaczą ten niezgrabny skrót myślowy) muzykę.
U fotografa spędziłem zaledwie pół godziny, pijąc leciutkiego Smoked Cracow By Night, a zdążyłem zauroczyć się tym miejscem. Lokal nastraja na zupełnie inne fale, tam czas leci wolniej a jego rytm wyznaczają obracające się wolno i majestatycznie cuda techniki minionego wieku. Lokal jest kwintesencją odprężenia, perłą estetyki i ostoją dobrego smaku. Wszystko jest tam skrojone na miarę. I choć było mi tam tak dobrze to nie żałowałem, kiedy go opuszczałem. Widziałem, że przy kolejnej wizycie w Lublinie na pewno tu wrócę. A że Lublin stał się przez ostatnie lata mojego życia ważnym dla mnie miejscem, jestem o to jeszcze bardziej spokojny.
Komentarze
Prześlij komentarz